Pomalowaliśmy most światłem
      W sobotę 15 lipca 2006 w centrum Warszawy spotkała się grupa osób, która zdecydowała się zapoznać z rewelacyjnym wynalazkiem nowojorskiego Graffiti Research Lab, jakim jest LED Throwie. Czym jest led throwie? Wyobraź sobie, że bieżesz diodę led, baterię, magnes i w cudowny sposób, przy pomocy taśmy klejącej i nożyczek, łączysz je ze sobą w jedność. Tym samym uzyskujesz zupełnie nową jakość, prawdziwie magiczne narzędzie street artu jakim jest led throwie. Czym to się je? Tego się nie je, tym się rzuca! Znajdujemy jakiś metalowy obiekt i rzucamy naszym led-t w jego kierunku. Światełko szybuje przez chwilę w powietrzu, po czym w pięknym stylu uderza się do metalowej powierzchni i pozostaje na niej tak długo dopóki ktoś go nie odczepi. Po co to wszystko? Żeby pokolorować światłem szare miejskie ulice, a w szczególności mało estetyczne metalowe obiekty. Led throwie zbudowany z odpowiednich materiałów może świecić prawie miesiąc! To tyle teorii. Co więc wydarzyło się 15 lipca?
      Spotkaliśmy się około godziny 20:00 na placyku przy stacji metra Centrum. Tak się akurat złożyło, że właśnie odbywały się tam jakieś propagandowo-happeningowe działania bliżej nie zidentyfikowanej grupy ludzi. Z pewnością w dosyć nietypowy sposób umilili nam oczekiwanie na pozostałych uczestników akcji "Rzuć światłem" i nie, nie byli jakoś wybitnie nachalni. Kilka minut po godzinie dwudziestej było nas już siedemnaście osób. Zacząłem od puszczenia w obieg przykładowego led throwie. Jednocześnie rozpocząłem dystrybucję materiałów niezbędnych do przygotowania led throwies. Każdy kto wcześniej zgłosił zapotrzebowanie na diodę, magnes i baterię, mógł je otrzymać po kosztach. Po sprawdzeniu listy i rozdystrybuowaniu materiałów udaliśmy się w stronę murku znajdującego się nieopodal monumentu stojącego przy PKiN. Tam rozłożyliśmy niezbędne akcesoria i przystąpiliśmy do montażu.
      Szkolenie wypadło bardzo dobrze. Dzięki pracy całego kolektywu (taśm klejących i nożyczek było mniej niż uczestników) wkrótce na murku zaczęły pojawiać się pierwsze niebieskie światełka, przyciągając uwagę i wzbudzając zainteresowanie przechodniów. Pierwsze testy odbyły się na stojącej nieopodal latarni. Gdy faza montażowa dobiegła końca, zebraliśmy nasze zabawki i poszliśmy w kierunku tramwaju, który zawiezie nas na miejsce akcji, gdzie teorię zamienimy w praktykę.       Jakiś czas później docieramy na most Poniatowskiego i wysiadamy z tramwaju, który przez te kilka chwil rozświetlany był naszymi niebieskimi diodkami. Tutaj dołączają do nas dwie nowe osoby. Tak więc jest nas już 19. Razem idziemy do przejścia podziemnego, gdzie natrafiamy na tablice informacyjne, które stają się kolejną powierzchnią testową. Led throwies trzymają się świetnie! Nasza ekipa zresztą też. Idziemy dalej i już po chwili docieramy nad samą Wisłę. Właśnie pod mostem Poniatowskiego odbędzie się kulminacyjny punkt akcji "Rzuć światłem". Naszym celem są metalowe elementy mostu. Tutaj o rzuty testowe trudno, bo led throwie przyczepiony do przsła mostu jest już nie do zdjęcia (choć dwóch przypadkowo napotkanych osobników próbowało udowodnić, że jest inaczej). Widzowie? Dziś niewiele. Kilka osób zbłąkanych pod mostem. Jeden baunsujący statek płynący po Wiśle. Ja z kolei jutro planuję zobaczyć efekt naszych działań właśnie z perspektywy wody. Ale diody będą świecić jeszcze przez kilka tygodni. Przęsła mostu pomalowane błękitnym światłem zyskały świeże i nietypowe oblicze. Kolejne osoby zaczynają opuszczać miejsce akcji. W między czasie dochodzą jeszcze cztery osoby, które jednak wolą obserwować niż rzucać, ale chąc nie chcąc zwiększają liczbę osób uwikłanych w akcję do 21. Wkrótce po godzinie dwudziestej drugiej znikamy spod mostu Poniatowskiego i akcja "Rzuć światłem" dobiega końca.
|