Wywiad ekstremalny



Wywiad miał dotyczyć rozgrywki jaką jest projekt Urban Playground i książka „Miasto to gra”, więc przeprowadzenie go w takiej, a nie w innej konwencji miało sens. Gdy skontaktowała się ze mną dziennikarka jednej z gazet dałem jej wybór – mogliśmy po prostu spotkać się w jakiejś kawiarni i porozmawiać w spokojnych warunkach z notatnikiem lub dyktafonem, albo wybrać wariant ekstremalny, szczegółów którego nie chciałem zdradzać. To jak wybór pomiędzy czerwoną a niebieską pigułką.

Dziennikarka wybiera wariant ekstremalny, wybieramy dzień i godzinę, ale co z miejscem spotkania? Wysyłam maila o następującej treści:

Gra już się zaczęła. Nie zakładaj jutro butów na obcasie i zbyt jasnego ubrania. Nie szukaj nas, to my odszukamy Ciebie :)

Problem polegał na tym, że nigdy wcześniej nie widziałem osoby z którą miałem się spotkać, a deklaracja „my odszukamy Ciebie” dosyć silnie wskazuje na to, że powinienem to szybko nadrobić.

Plan wyglądał następująco: dziennikarka przychodzi rano do pracy, idzie do swojego biurka, a tam leży koperta ze znakiem zapytania. Skąd się tu wzięła? Kto ją tu podrzucił w nocy? Jeśli w środku jest coś związanego z grą, to skąd wiedzieli, gdzie jest właściwe biurko? Takie i podobne pytania miały się mnożyć w głowie osoby, która wybrała ekstremalny wariant wywiadu.

Ja też miałem wiele pytań. Na przykład to, w jaki sposób odszukam odpowiednią osobę i podrzucę jej kopertę? Postanowiłem skontaktować się z innym redaktorem tej samej gazety i poprosić go o pomoc. Przygotowałem zawartość koperty, przesłałem mailem, zdradziłem jaki jest mój cel, a dzień przed wywiadem dostałem następującą odpowiedź od agenta zakonspirowanego w redakcji.

Z tego co wiem, koperta wylądowała już na właściwym biurku, zleciłem to koleżance, która ma wieczorny dyżur i obiecała położyć ją jak się w redakcji zrobi luźniej. :) Załączam fotkę - niestety tylko z komórki, bo nie miałem nic większego pod ręką. Ciekaw jestem efektu twojego spiskowania, może być naprawdę nieźle. :)


Mogłoby się wydawać, że wszystko jest już w porządku, jednak tutaj niczego nie można być pewnym aż do samego końca, dlatego kierowany ostrożnością postanowiłem monitorować rozwój sytuacji. Dzień wywiadu już nadszedł, mijały godziny, a agent wewnątrz redakcji potwierdził, że koperta nadal leży na biurku tam, gdzie leżała. Trzeba było podjąć dodatkowe działania, wysyłam więc smsa do redaktorki:

Na redakcyjnym biurku leży koperta ze znakiem zapytania...

18 września 2008 o godzinie 15:30 otrzymuję odpowiedź:

Będę po nią o 16:45. Mój człowiek na miejscu potwierdził obecność koperty.

A więc gra trwa dalej, wszystko idzie zgodnie z planem!

W kopercie znajdowała się kartka z następującą wskazówką:


Budynek widoczny na zdjęciu to Rondo 1. Dodatkową podpowiedzią był powtarzający się motyw cyfry 1. Przy wejściu do biurowca rzeczywiście czekał małomówny informator w wojskowym mundurze. Po przyjęciu koordynatów GPS poczekał jeszcze chwilę i ruszył przed siebie, a dziennikarka wraz z nim, przez cały czas podążając jednak kilka kroków z tyłu.

Ja obserwowałem wszystko zza przystankowej wiaty, czekając na autobus, który pozwoli mi wyprzedzić informatora, dziennikarkę i towarzyszącego im fotografa.




Po pewnym czasie informator doprowadza dziennikarkę do celu, jakim okazuje się być pewien parking. Nie wiadomo co dalej, informator oświadcza, że w tym momencie jego rola się kończy. Na kartce z informacjami nie ma żadnych dodatkowych wskazówek. Mijają minuty.


Niespodziewanie unosi się klapa pobliskiej studzienki kanalizacyjnej. Ze środka powoli wyłania się jakaś postać, którą okazuje się być dziewczyna, która zna dalszą drogę. Przejmuje dziennikarkę i od tej pory to ona pełni rolę przewodnika.







Krążą tak przez jakiś czas po okolicy, co jakiś czas zbliżając się do ogromnego budynku opuszczonej fabryki lamp. Nasze spotkanie było zaplanowane właśnie tam, na samym szczycie tego niezwykłego obiektu. Dziennikarka miała zostać przeprowadzona labiryntem piwnic, sal i schodów wprost na dach.









Niestety plan się nie powiódł i nie udało nam się wejść do budynku. Musieliśmy rozmawiać na zewnątrz, idąc ulicami miasta. Wywiad nie mógł odbyć się na dachu opuszczonego budynku, który odgrywa istotną rolę w książce „Miasto to gra”, która była jego przedmiotem. Ale kto wie, może takie zakończenie nawet lepiej wpisuje się w tematykę rozmowy, bo przecież miasto jest nieprzewidywalne.