|
Lumenatio 5
|
Już niebawem surrealistyczni łowcy znowu przyodzieją czepki i wyruszą na ulice aby za pomocą trzeciego oka zapolować na siebie nawzajem. Nadchodzi piąta odsłona Lumenatio, której charakterystyczną cechą będzie to, że odbędzie się w nocy. Lumenatio to rozgrywająca się w przestrzeni miejskiej dynamiczna gra, której poprzednie edycje miały miejsce w Warszawie w 2007 roku, w Amsterdamie w 2007 roku, ponownie w Warszawie w roku 2008 oraz w Tokio w roku 2009. Tym razem projekt po raz kolejny powraca na ulice Warszawy.
Na starcie otrzymujesz specjalnie przygotowany czepek z numerem, który przez cały czas trwania gry nosisz na głowie w taki sposób, że Twój numer jest z tyłu głowy. Zadaniem graczy jest polowanie (tzn. fotografowanie) numerów przeciwników i jednoczesna ochrona własnego numeru (którego nie można zasłaniać dłonią!). Brzmi dziwnie? Absurdalnie? Surrealistycznie? Bo takie właśnie jest Lumenatio!
Weź ze sobą aparat cyfrowy, znajomych, dużo energii, trochę wolnego czasu i pojaw się w niedzielę 22 marca 2009 o godzinie 20:00 przy pomniku Jazdy Polskiej, na skraju Pola Mokotowskiego (od strony metra Politechnika). Tak, to nie pomyłka, spotykamy się o ósmej wieczorem, a piąta odsłona Lumenatio będzie rozgrywana już po zmroku. Czy lepiej robić zdjęcia z lampą błyskową czy bez niej? W jaki sposób ukryć swój własny numer w mroku i jednocześnie oświetlić numer przeciwnika? Może warto przynieść ze sobą latarkę, a może byłaby ona jedynie niepotrzebnym obciążeniem? Czy oczekiwanie na ponowne naładowanie się lampy błyskowej można porównać do przeładowania broni? Jaką taktykę obrać w tej grze? Pozostało Ci jeszcze kilka dni do namysłu, jednak jeśli chcesz wziąć udział w Lumenatio 5, to lepiej już teraz prześlij zgłoszenie na adres kb1985@gmail.com, co znacznie ułatwi kwestie organizacyjne.
Tak więc podsumujmy. Weź ze sobą aparat cyfrowy i ewentualnie latarkę. Pojaw się na skraju Pola Mokotowskiego w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Tam dostaniesz specjalnie przygotowany czepek i zapoznasz się z zasadami gry. Reszta jest adrenaliną.
Do zobaczenia na nocnym polowaniu!
Lumenatio 5
     
W chłodny deszczowy wieczór najtwardsi zawodnicy stawili się na skraju Pola Mokotowskiego aby wziąć udział w piątej odsłonie projektu Lumenatio. Pomimo niesprzyjających warunków pogodowych i późnej pory na miejscu akcji stawiło się aż 19 osób chętnych do gry (łącznie ze mną) oraz zaufany człowiek z kamerą.
     
Na początek napiszę kilka słów o koszulach. O jakich koszulach? – zapytają niektórzy. To taki mały zwyczaj związany z Lumenatio – odpowiem. Koszule są jak puszczenie oka do osób uważnie śledzących rozwój projektu. Jeden z ukrytych detali, które tak bardzo lubię umieszczać tu i ówdzie. Zauważcie, że pierwszy projekt (ten realizowany w ramach festiwalu Sztuka Ulicy w 2007 roku) rozgrywałem ubrany w intensywnie zieloną koszulę. Lumenatio: Amsterdam to czerwona koszula. Lumenatio 3 to aż dwie koszule - czarna przed rozpoczęciem projektu i biała po jego zakończeniu (jeśli nie pamiętacie detali tego projektu, to pozwolę sobie przypomnieć, że w trakcie gry przeszedłem całkowitą metamorfozę dając sobie ostrzyc włosy i goląc 130 dniowy zarost – czarna i biała koszula miały symbolizować tę spektakularną przemianę i podróż z jednego końca kontinuum na drugi). Na Lumenatio: Tokyo przygotowałem koszulę w kolorze fioletowym – to ponoć kolor sezonu, a ja postanowiłem w ten sposób podkreślić w jakim okresie realizowany był tamten projekt. I wreszcie odbywające się po zmroku Lumenatio 5. Na tę okazję założyłem specjalną białą koszulę z elementami, które stają się widoczne dopiero pod wpływem odpowiedniego światła. Między innymi dlatego na piątą odsłonę projektu zabrałem ze sobą podręczną lampkę świecącą ultrafioletem. Ciekaw jestem, ile osób śledząc poszczególne odsłony projektu zauważyło, że coś z tymi koszulami jest na rzeczy.
     
Wraz z kolejnymi odsłonami Lumenatio projekt ewoluował. Przy pierwszej edycji wszystko było znacznie bardziej sformalizowane, bo aby wziąć udział w grze najpierw trzeba było zdobyć zaproszenie, przed grą dostawało się kartkę z zasadami i specjalnymi polami w których trzeba było zaznaczyć ustrzelone czepki, a jakiś czas po rozgrywce następowało zbieranie zdjęć podczas spotkania na żywo albo przez internet. Podczas drugiej odsłony projektu nadal były kartki z instrukcjami ale arkusze odpowiedzi wypełniałem już własnoręcznie, a gracze mieli możliwość zgrania fotek na specjalnie przygotowany komputer bezpośrednio po grze. Nie trzeba też było posiadać specjalnego zaproszenia. Trzecia rozgrywka została zmodyfikowana o tak zwane misje, których wykonanie wiązało się z otrzymaniem dodatkowych punktów. Cały projekt był skonstruowany pod pewien przebiegły trik z zarostem, który udał się znakomicie (niezorientowanych w temacie odsyłam do raportu ze wspomnianej gry). Tutaj zdjęcia można było przesyłać wyłącznie przez internet. Gra numer cztery była kolejnym krokiem w kierunku uczynienia Lumenatio jeszcze mniej ustrukturalizowanym. Kartki z zasadami pełniły raczej funkcję pomocniczą (doświadczenie poprzednich gier uczy, że zasady wystarczy wyjaśnić ustnie). Także moment rozpoczęcia gry zapisany na kartkach z instrukcjami nie był zobowiązujący i gra rozpoczęła się wtedy, gdy wszyscy byli gotowi. To właśnie podczas trzeciej odsłony Lumenatio wpadłem na pomysł arbitralnego ustalania czasu trwania gry w zależności od liczby uczestników (im więcej graczy tym dłuższy czas trwania). To elastyczne podejście do rozgrywki miało być szczególnie widoczne podczas Lumenatio 5, która to gra stała się zwieńczeniem idei Lumenatio jako pewnego konceptu, który można po prostu „wyjąć z pudełka” w dowolnym momencie i zrealizować. Tym razem nie było żadnych kart z instrukcjami, sztywno zaplanowanej godziny rozpoczęcia ani wstępnie ustalonego czasu gry. Wszystko miało wyjaśnić się na miejscu.
     
Dlatego też choć zbiórka przewidziana była na godzinę 20:00 to postanowiłem poczekać jeszcze trochę na osoby, które się spóźnią. Mniej więcej po dziesięciu minutach zacząłem spokojnie wyjaśniać zasady gry i odpowiadać na pytania. Czas gry ustaliliśmy na 25 minut. Zdradziłem też, że niezwykłym trofeum czekającym na zwycięzcę Lumenatio 5 będzie Nocny Czepek. W międzyczasie dołączyły do nas ostatnie osoby i po chwili byliśmy gotowi do tego, żeby ruszyć w głąb parku, gdzie miała rozpocząć się rozgrywka.
     
Gdy dotarliśmy na miejsce przystąpiłem do rozdawania czepków. Wspólnie zapozowaliśmy do pamiątkowego zdjęcia, po czym rozbiegliśmy się po okolicy, a ja krzycząc tak głośno jak tylko mogłem zacząłem odliczać sekundy do momentu rozpoczęcia rozgrywki. Polowanie rozpoczęło się!
     
Samą grę opisać jest niezwykle trudno. Można opowiadać o bieganiu, robieniu zdjęć, unikach, dziwnych pozach rodem z Matrixa, błyskach fleszy i latarek, ale tak naprawdę nie odda to całego chaosu i dynamiki tego, co działo się na miejscu. Pośród mroków Pola Mokotowskiego dziewiętnaście osób w żółtych czepkach na głowach biegało po trawie, chodnikach, pośród drzew, skakało przez ławki i śmietniki (nie jestem pewien jak inni, ale przynajmniej ja wykonałem te dwa ostatnie triki), krzyczało, śmiało się i robiło zdjęcia, bardzo, bardzo dużo zdjęć. Można było czaić się za drzewami, kryć się za ławkami, latarniami i innymi graczami, albo rzucić się w otwartą przestrzeń (chodnik i pobliskie trawniki), czyli miejsca, gdzie najczęściej przecinały się drogi graczy. Trudno powiedzieć, czy ktoś widział to wszystko z oddali, a jeśli tak, to czy zareagował tak ogromnym zdziwieniem jak dwie panie, które pod koniec gry przechodziły akurat przez sam środek pola bitwy.
     
W pewnym momencie chyba wszyscy zaczęliśmy odczuwać zmęczenie. Zaproponowałem wcześniejsze zakończenie rozgrywki i w ten sposób po niecałych 16 minutach gra dobiegła końca. Zdjęliśmy z głów czepki, zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i wymieniając wrażenia z rozgrywki zaczęliśmy zmierzać w stronę metra.
     
Zanim dotarliśmy na stację zasugerowałem spontaniczne afterparty z użyciem żółtych czepków. Jak to wyglądało? Weszliśmy na stację i rozproszyliśmy się po peronie. Wyczekiwaliśmy na metro, a konkretnie na jego trzeci wagon, do którego weszliśmy różnymi wejściami i zajęliśmy miejsca tak jakby nigdy nic - jedni usiedli, inni postanowili stać. W momencie w którym drzwi się zamknęły, niespodziewanie wszyscy zaczęli wyciągać żółte czepki i zakładać je sobie na głowę. Ciekawie zareagowali pasażerowie, którzy starali się nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Jedni mieli kamienne twarze i pozostawali nieruchomi (choć w ich oczach malowało się zdziwienie), a inni zerkali ukradkiem na rozproszone po całym wagonie postacie w żółtych czepkach.
Przejechaliśmy w ten sposób dwie stacje i wysiedliśmy na Ratuszu (choć niektórzy opuścili nas już w centrum). Tam Lumenatio 5 afterparty dobiegło końca, a ja z wraz z dwoma graczami, ich irlandzkim ziomem i moim operatorem kamery (który dzielnie nagrywał dla Was piątą odsłonę Lumenatio) udałem się jeszcze na after afterparty, czyli okolicznościowe piwo do pawilonów przy Nowym Świecie, ale to jest już zupełnie inna historia.
     
Aha, byłbym zapomniał - niezwykłe trofeum Lumenatio 5, czyli Nocny Czepek (będący żółtym czepkiem Lumenatio pokrytym specjalną "Farbą, Która Wyglądała Na Odblaskową, Ale Chyba Nią Nie Jest") zgarnia numer 83. Gratulacje!
     
Polowanie dobiegło końca.
Lumenatio 5 - surowe nagranie z kamery
Lumenatio 5 - z perspektywy gracza
Lumenatio 5 - afterparty
|