Tak być nie może!



      Tak być nie może! Rok 2014 dobiega końca, a ten człowiek od Urban Playground nie zaprosił nas na żadna grę miejską? Trzeba to zmienić! Czasu jest już mało, więc rzutem na taśmę proponuję mini-grę! Będzie bardziej kameralnie i mocno last minute, ale niezmiennie grubo! Tak więc już niebawem spotkamy się na szybka grę miejską dla tych, którym nietypowy termin tuż przed świętami niestraszny! Widzimy się 21.12.2014 pod Rotundą o godzinie 15:00 i gramy przez mniej więcej 45 minut! Taka szybka akcja na koniec roku!

Rozpoczęcie

      To miała być bardzo kameralna gra. Ze względu na nietypowy termin, nie spodziewałem się zbyt wielu uczestników. Bliskość Świąt – a więc jedni są zabiegani, a inni powyjeżdżali z Warszawy. Zależało mi jednak na tym, żeby zrealizować jakąś rozgrywkę jeszcze przed końcem roku. Tak więc postanowiłem przygotować projekt i zrealizować go w ostatniej chwili, niemalże rzutem na taśmę. Wybranym terminym, czyli 21 grudnia, pobiłem poprzedni rekord bliskości Świąt – ustanowiony dziewięć lat temu przez Urban Playground #01 (projekt, od którego wszystko się zaczęło).
      Ze względu na liczne zobowiązania, zależało mi na tym, żeby rozgrywka była możliwie najprostsza organizacyjnie. Nie chciałem angażować się w tworzenie skomplikowanej struktury gry, rekrutować agentów, stresować się rozmaitymi detalami, które mogą pójść nie tak. Jakiś czas temu wpadłem na pewien pomysł na grę, ale był on zbyt złożony i wymagający logistycznie – z pewnością usłyszycie o nim w przyszłym roku (zapamiętajcie słowo kluczowe „ptak”). Na grudzień potrzebowałem czegoś szybkiego, czegoś prostego. I tak narodził się pomysł stworzenia gry, w której agenci zostaliby zastąpieni naklejkami, a poszukiwane przez graczy elementy nie miałyby żadnego drugiego dna – miało chodzić po prostu o odnajdywanie symboli, za którymi nie kryłby się jakikolwiek szyfr, kod i które nie miałyby ukrytego znaczenia.
      W tym projekcie chodziło o coś innego niż zwykle. To nie miała być modelowa gra z ogromnym rozmachem, a raczej pretekst do spotkania – spotkania po dłuższej przerwie, spotkania świątecznego, spotkania końcoworocznego...
      Projekt przygotowywałem w ostatniej chwili, na kilka dni przed realizacją. Już po puszczeniu zapowiedzi doszedłem do wniosku, że pomysł powoli zaczyna się rozrastać. Początkowo założyłem, że będzie około pięciu punktów kontrolnych i czterdzieści pięć minut gry, natomiast ostatecznie skończyłem na dziewięciu punktach i rozgrywce trwającej godzinę i piętnaście minut. Pojawił się też pomysł połączenia wszystkich wskazówek wspólnym motywem – inspiracją okazały się zdobiące Warszawę świąteczne iluminacje. To własnie światło stało się elementem spinającym poszczególne części składowe rozgrywki – każda z wskazówek nawiązywała do niego w jakiś sposób.
      Wydawało się, że w przypadku „Tak być nie może!” niewiele rzeczy może pójść nie tak. Przygotowałem karty gry, na dwustronnej taśmie narysowałem znaki zapytania, mające być poszukiwanymi przez graczy symbolami, do dokumentacji zaprosiłem tylko dwie osoby – Radka, który fotografował już niejedną grę, oraz mojego brata Maćka, dla którego zorganizowałem kamerkę GoPro. Jeszcze nigdy za kulisami gry miejskiej nie było tak niewielu osób. Projekt był dosyć prosty do wdrożenia, a jednak pewna niepewność i lekki stres tradycyjnie się pojawiły. Zawsze zastanawiam się, czy o niczym nie zapomniałem i próbuję przewidzieć, co może pójść nie tak i jakie mogą być tego konsekwencje. Bezustannie staram się też na bieżąco ulepszać rozmaite rzeczy związane z przygotowywaniem oraz dokumentowaniem gry.
      Po 13:00, a więc na dwie godziny przed grą, czyli ze znacznym wyprzedzeniem, spotkałem się z Radkiem i moim bratem w Starbucksie przy Rotundzie. Miałem więc sporo czasu, żeby wytłumaczyć zasady rozgrywki, poinformować o rozmieszczeniu punktów kontrolnych, a także powiedzieć co i w jaki sposób chcemy dokumentować. Na każdym punkcie mieliśmy kręcić filmik, na którym czytam wskazówkę oraz tłumaczę, w jaki sposób należało ją rozwiązać. Konieczne było też zrobienie serii co najmniej trzech zdjęć: ja z naklejką na punkcie kontrolnym, sama naklejka na punkcie kontrolnym (w taki sposób, żeby było wiadomo, gdzie znajduje się dane miejsce), a także detal naklejki (czyli zbliżenie na widoczne na niej znaki – rozlepialiśmy symbole w sposób przypadkowy, a więc było to konieczne, aby po grze dało się ustalić, co znajdowało się na którym punkcie i jakie odpowiedzi są prawidłowe).
      Odwiedziliśmy kilka miejsc. Na każdym odcinaliśmy nożyczkami fragment taśmy i przyklejaliśmy gdzie trzeba. Poszliśmy na punkty kontrolne numer 8 i 2 (były blisko siebie), a następnie kolejno 3, 9 oraz 7. Poszło nam to całkiem gładko – sprawnie docieraliśmy w każdą z lokacji, wynajdywaliśmy odpowiednie miejsce na naklejkę, szukaliśmy właściwych kadrów, robiliśmy zdjęcia i kręciliśmy filmik, po czym pędziliśmy dalej. Szczególne zabawne było partyzanckie dokumentowanie punktu kontrolnego numer 7 połączone z jednoczesnym przygotowywaniem tego punktu do gry – już więcej nie podpowiadam, zrozumiecie, o co chodzi, gdy przeczytacie wskazówkę oraz jej rozwiązanie.
      Po odwiedzeniu wspomnianych pięciu miejsc, dalszego nagrywania materiałów zaprzestaliśmy – zależało mi na tym, żeby na fotkach i filmikach były widoczne światła będące integralną częścią pozostałych punktów. Jako że wciąż było zbyt widno i iluminacji jeszcze nie włączono, zarządziłem fajrant!
      Postanowiliśmy zrobić sobie przerwę, a brakujące materiały uzupełnić już po rozpoczęciu gry. Czasu było jeszcze sporo, niemalże godzina, więc spokojnie udaliśmy się do Burger Kinga, gdzie oddaliśmy się jedzeniu oraz rozmowom na wszelkie tematy. Co jakiś czas zerkałem na wyświetlacz komórki, sprawdzając, czy to już nie pora, by wyjść do graczy. Czas płynął powoli, nigdzie się nie spieszyliśmy. Nie mogliśmy uwierzyć, że oto w końcu jesteśmy świadkami gry miejskiej, podczas przygotowań do której wcale się nie zmęczyliśmy i gdzie nie było ani jednego „fakapu”.
      Dopiero na pięć minut przed startem zorientowałem się, że jednak „fakap” jest i to naprawdę duży. Oto zagadka dla Was: zastanówcie się przez chwilę i spróbujcie odgadnąć, co mogło pójść nie tak.
      Równo o godzinie 14:55 lawina ruszyła. Dopijając napój z wielkiej dolewki i powoli szykując się do wyjścia, niespodziewanie rzuciłem: zaraz, zapomnieliśmy o czterech punktach! Ogrom „fakapu” był tak duży, że chyba nikt z nas nie mógł uwierzyć, iż do tego doszło. Jak to się w ogóle mogło stać? Założyłem, że pozostałe cztery punkty odwiedzimy już po starcie gry, ale przecież wciąż należało nakleić tam naklejki! Mówiliśmy przecież o tym, spacerując po mieście, a jednak wszyscy kompletnie o tym zapomnieliśmy. To doskonale ilustruje, jak zakręcony potrafi być człowiek, gdy koordynuje sporo aspektów związanych z grą, a wiele z nich – takich jak na przykład detale dokumentacji – improwizuje na bieżąco, poszukując najlepszych rozwiązań.
      Błyskawicznie zacząłem szykować plan awaryjny: trzeba było szybko wystartować grę, a później rozdzielić się i uzupełnić brakujące naklejki, jeszcze zanim gracze zdążą dobiec tam, gdzie powinny się znaleźć. Nawet w tak gorącym momencie starałem się nie tracić głowy (choć ktoś mógłby rzec, że już dawno ją straciłem) i nie zapominać o dokumentacji. Szybko zasygnalizowałem Radkowi i Maćkowi, żeby odpalili kamerę i aparat i zaczęli dokumentować bieżący kryzys. I wtedy nastąpiła kumulacja – okazało się, że kamera odmówiła współpracy. Do startu gry zostało już tylko kilka minut Szybko wyciągnąłem laptopa i podłączyłem do niego kamerę – podejrzewałem, że na pożyczonym sprzęcie zapełniła się pamięć. Ludzie w Burger Kingu nie wiedzieli, co się dzieje, bo nagle ze spokojnych klientów zamieniliśmy się w podekscytowanych typów biegających wokół stolika. Radek cały czas strzelał kolejne zdjęcia, ja wyjaśniałem plan awaryjny, Maciek usiłował sprawdzić, czy kamera już działa. W końcu wybiegliśmy z lokalu niczym wystrzeleni z procy.
      W pobliżu miejsca startu pojawiliśmy się z niewielkim, bo zaledwie kilkuminutowym opóźnieniem. Czekała na nas gromadka graczy. Puściłem przodem ekipę dokumentacyjną, po czym odczekałem kilka chwil i gdy dostrzegłem, że już są gotowi, ruszyłem pod Rotundę.
      – Dobra – rzuciłem cicho do Maćka, gdy go mijałem, a następnie zwróciłem się do graczy. – Drobne opóźnienie, ale pod kontrolą wszystko! – wykrzyknąłem. – Kto na grę? Pod kontrolą wszystko! – zapewniałem, po czym zacząłem rozdawać karty gry.
      – Powiem tak, nie jest tak źle – stwierdziłem, gdy było już po wszystkim. – Ile mamy poślizgu? – zacząłem dopytywać. – Ile mamy poślizgu?
      – Nie ma – odpowiedział ktoś z graczy.
      – Pięć minut – rzucił Maciek zza kamery.
      Wyciągnąłem komórkę i spojrzałem na godzinę.
      – Cztery minuty? – zaśmiałem się. – Nie no, proszę was, to żaden poślizg – miałem tu na myśli oczywiście to, że jak na tak duży „fakap” cztery minuty spóźnienia to naprawdę niedużo.
      Uczestnicy uformowali półkole i oddali się lekturze zasad.
      Wystartowało 13 osób – tyle rozdałem kart gry, natomiast wróciło ich osiem. Tak jak podejrzewałem, była to najmniejsza ze wszystkich gier.
      Poczekaliśmy tam jeszcze trochę, po czym rzuciliśmy się w kierunku punktów kontrolnych wymagających uzupełnienia naklejek.

Karta gry



Rozwiązania

Punkt kontrolny nr 1
Wskazówka:
Pragnieniem odnalezienia tego miejsca niejeden gracz płonie,
Szukaj uważnie przy rozświetlonym świąteczną zielenią tronie.

Odpowiedź:
      Ogromny tron oświetlony zielonymi świątecznymi lampkami to jedna z tegorocznych ozdób świątecznych. Zlokalizowany na rogu Alej Jerozolimskich i Nowego Światu przyciąga uwagę już z daleka. Przy odrobinie wysiłku można się na niego wdrapać, ale nie było to konieczne, żeby odnaleźć naklejkę z tego punktu - umieściłem ją u podnóża tronu. Nagranie filmiku z tego punktu było strasznie upierdliwe, ponieważ co chwila kręciły się tam jakieś dzieci, które chciały wchodzić na ogromne siedzisko (doskonale je rozumiem, sam również wskoczyłem tam kilka razy!).

Punkt kontrolny nr 2
Wskazówka:
Ze wschodu na zachód już niebawem.

Odpowiedź:
      Data otwarcia była już wielokrotnie przesuwana, ale tak, wciąż wszyscy wierzymy, że już niebawem druga linia metra będzie otwarta i pobiegnie nie tylko ze wschodu na zachód, lecz również z zachodu na wschód. Naklejka znajdowała się na jednym z póki co jeszcze zamkniętych wejść na nową część stacji metra Świętokrzyska. Ściślej rzecz ujmując, poszukiwania należało skoncentrować na wejściu znajdującym się najbliżej Sezamu (dawnego McDonalda przy Świętokrzyskiej). Do samych schodów nie ma oczywiście jeszcze dojścia, więc naklejkę przyczepiliśmy do metalowego ogrodzenia. Przy okazji pooglądaliśmy Pałac Kultury przez żółte półprzezroczyste elementy nowego wejścia na stację, a także ze smutkiem popatrzyliśmy na nieczynny już budynek Sezamu.

Punkt kontrolny nr 3
Wskazówka:
Jeszcze w 2013 roku pachniało tu livres.

Odpowiedź:
      Livres to po francusku książki. Gdzie jeszcze w 2013 roku pachniało książkami? Na przykład w Trafficu, który został zamknięty pod koniec wspomnianego roku. Naklejka znajdowała się na ścianie budynku Domu Towarowego Braci Jabłkowskich przy wejściu do dawnego Traffica.

Punkt kontrolny nr 4
Wskazówka:
Patrz w górę. Biegun południowy wskaże Ci cel.

Odpowiedź:
      Globus Orbisu to jeden z największych warszawskich neonów. Od wielu dekad zdoby szczyt budynku na rogu Brackiej i Alej Jerozolimskich. Przez wiele lat nie działał, teraz znowu świeci. Biegun południowy znajduje się oczywiście na dole powszechnie przyjętej kartograficznej reprezentacji kuli ziemskiej, a więc naklejki należało szukać poniżej neonu, a ściślej rzecz ujmując na rogu wspomnianego budynku - wdrapywanie się na górę ani czołganie się przy ziemi nie było konieczne.

Punkt kontrolny nr 5
Wskazówka:
Zacznij na rogu i po stronie rzeki idź świetlistym szlakiem na północ, aż natkniesz się na pechową choinkę.

Odpowiedź:
      Świetlisty szlak to ciąg ozdób świetlnych zdobiących Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście. Skoro zaczynamy na rogu planszy i mamy podążać na północ, to zapewne chodzi o okolice palmy. Pojawienie się na rogu przy ulicy Świętokrzyskiej i podążanie na północ zakończyłoby się wyjściem poza planszę. Strona rzeki, to oczywiście ta strona Nowego Światu, która znajduje się bliżej Wisły. A o co chodzi z pechową choinką? W tym roku wzdłuż ulicy poustawiano dziesiątki choinek przyozdobionych bombkami. Pechowa choinka, to oczywiście choinka numer trzynaście. Wystarczyło policzyć i uważnie obejrzeć wszystkie bombki - naklejka znajdowała się na jednej z nich.)

Punkt kontrolny nr 6
Wskazówka:



Odpowiedź:
      Na obrazku widoczna jest siatka sześcianu. Ścianki opisane są kolorami. Po złożeniu sześcianu otrzymalibyśmy dokładnie taki obiekt, jaki jest częścią świątecznej ekspozycji postawionej przez Smyk na rogu Chmielnej i Pasażu Wiecha. Ogromny miś ze światłek otoczony jest sześcianami świecącymi właśnie takimi kolorami. Naklejka znajdowała się u podnóża jednego z sześcianów - patrząc od frontu z tyłu po prawej stronie misia.

Punkt kontrolny nr 7
Wskazówka:
W sklepie, do którego niejedno dziecko chętnie by wpadło,
ktoś spojrzał w wyświetlacz niczym w zwierciadło.
Jego podobizna w jabłku utrwalona,
celem Twych poszukiwań jest właśnie ona.


Odpowiedź:
      Sklep, do którego niejedno dziecko chętnie by wpadło, to oczywiście sklep z zabawkami, czyli Smyk (spokojnie, nie płacą mi za reklamę, choć pojawili się tu już po raz drugi). Co ciekawe, pośród zabawek znajduje się również ogromny dział z tabletami i telefonami komórkowymi. Tak się złożyło, że ktoś (czyli ja), spojrzał w jeden z tych telefonów, a konkretnie w kamerkę, podczas gdy aparat ustawiony był na tryb "selfie" (widziałem siebie, zupełnie jak w zwierciadle). Zrobiłem serię zdjęć, ktore zostały utrwalone w jabłku (czyli telefonie Apple). Do kurtki miałem przyklejoną poszukiwaną przez graczy naklejkę - ich zadaniem było zlokalizowanie właściwego telefonu i przejrzenie jego pamięci pod kątem poszukiwanej fotki.
      Przygotowywanie tego punktu oraz jego dokumentacja były prawdziwie partyzanckimi działaniami. W Smyku nie można oczywiście nagrywać filmów ani robić zdjęć, dlatego też kamerę włączyliśmy jeszcze przed wejściem. Przeczytałem wskazówkę i wyjaśniłem, w jaki sposób należało sobie z nią poradzić. Przykleiłem do kurtki naklejkę, po czym ruszyliśmy we trójkę do wnętrza sklepu. Tam skierowaliśmy się w stronę komórek i tabletów. – Dzień dobry – powiedział ochroniarz. Być może chciał być po prostu miły, bo tak mu kazali, a być może podejrzewał, że coś jest na rzeczy i chciał nam przekazać w ten sposób, że uważnie nas obserwuje. Szybko odnalazłem telefon, przełączyłem go w tryb selfie i zrobiłem serię zdjęć, upewniając się, że naklejka z symbolami jest na nich dobrze widoczna. Plan był taki, żeby fotografować i filmować dopóki ktoś nie zwróci nam uwagi. Wykonaliśmy plan w 100% i przez nikogo nie niepokojeni szybko opuściliśmy wnętrze sklepu.

Punkt kontrolny nr 8
Wskazówka:
Nie mkną z prędkością światła i czasem giną.

Odpowiedź:
      No cóż, mówi się, że poczta nie jest zbyt szybka - może nikt nie oczekuje, żeby listy szły z prędkością światla, ale byłoby miło, gdyby przynajmniej nie ginęły. Dwa stereotypy z zagadki powinny zaprowadzić nas w okolice poczty przy Świętokrzyskiej. Naklejka znajdowała się na murze przy wejściu, nieopodal kolumn i ogromnego napisu "POCZTA". Od tego punktu zaczęliśmy rozklejanie naklejek oraz dokumentowanie projektu, więc była okazja przećwiczyć współpracę między sobą oraz właściwe dobieranie kadrów (przykładowo, filmowanie tak, żeby do momentu wyjaśnienia wskazówki, nie było widać ogromnego napisu "POCZTA", a także robienie takich zdjeć, na których zarówno naklejka, jak i napis "POCZTA" są widoczne - w obu przypadkach udało się bezbłędnie!).

Punkt kontrolny nr 9
Wskazówka:
Kolorowe lśnią w herbacie.

Odpowiedź:
      Jakiś czas temu zapanowała moda na bubble tea, czyli intrygujące napoje na bazie herbaty. Wrzuca się do nich kulki wypełnione sokami o rozmaitych smakach, a także smakowe galaretki. Należało uważnie rozglądać się w pobliżu zlokalizowanych przy Chmielnej licznych punktów z bubble tea. Ten, o który nam chodziło, nazywa się Pij Herbatę i znajduje się przy placyku bliżej Nowego Światu. Naklejkę przykleiliśmy tuż poniżej jednego z okien.

Tabela wyników

01. Marta, Monika, Maciek [punkty: 5]
02. Pieniądz & Pawlikus [punkty: 5]

03. Monika i Marek [punkty: 4]

04. Eryx [punkty: 3]

05. Izabela Bartczak [punkty: 1]
06. Kamil Kawka-Tomczak [punkty: 1]
07. Cezary [punkty: 1]
08. Turysta [punkty: 1]

Prawidłowe odpowiedzi (N - znak zapytania normalny; O - znak zapytania odwrócony):
Punkt kontrolny nr 1 (tron) - NNN
Punkt kontrolny nr 2 (metro) - ONN
Punkt kontrolny nr 3 (Traffic) - ONN - naklejka zerwana, a więc zgodnie z zasadami nikt nie otrzymuje za nią punktów, choć niewiele to zmienia, bo prawidłowa odpowiedź nie znalazła się na żadnej z kart odpowiedzi
Punkt kontrolny nr 5 (bombka) - NON
Punkt kontrolny nr 6 (sześcian) - NOO
Punkt kontrolny nr 7 (Smyk) - ONO
Punkt kontrolny nr 8 (poczta) - NNO
Punkt kontrolny nr 9 (herbata) - NNO

Liczba graczy określana jest na podstawie liczby rozdanych kart gry. Warto pamiętać, że jest to jedynie wartość przybliżona. Na końcu zawsze wraca mniej kart niż zostało rozdanych na początku. Różnice pomiędzy liczbą kart rozdanych i zebranych pojawiają się przede wszystkim z dwóch powodów: po pierwsze, część graczy wykrusza się w trakcie rozgrywki, nie chcąc oddawać karty gry z niezadowalającym ich wynikiem, po drugie, część drużyn bierze na starcie po jednej karcie gry dla każdego z członków drużyny, natomiast na końcu oddają tylko jedną wspólną.

Zakończenie

      Poczekaliśmy jeszcze trochę na miejscu startu, po czym rzuciliśmy się w kierunku punktów kontrolnych wymagających uzupełnienia naklejek. Maciek pobiegł do 6, a ja z Radkiem po kolei do 4 i 1. Na punkcie kontrolnym numer jeden spotkałem się z Maćkiem, podczas gdy Radek skierował się jeszcze do 5. Udało nam się załatwić wszystko jak trzeba, jeszcze zanim przybyli gracze. Niespodziewanie kamera ponownie odmówiła współpracy, ale okazało się, że tym razem po prostu niechcący przełączyliśmy ją w tryb foto. Szybko uporządkowaliśmy i tę kwestię. Pierwsi uczestnicy pojawili się akurat wtedy, gdy przymierzałem się do przyklejenia naklejki, więc pozwoliłem im odczytać jej treść, gdy jeszcze trzymałem ją w dłoni i tłumaczyłem do kamery istotę sytuacji.
      - Jak widać, jest straszny chaos - wyjaśniałem potencjalnym widzom nagrania.
      Przyczepiłem naklejkę u podnóża tronu będącego celem uczestników, po czym wdrapałem się na siedzisko, aby chwilę odetchnąć.
      - Czas leci, biegnijcie! - krzyknąłem do graczy, a oni popędzili dalej, przy wtórze pisku rozbawionych biegnących uczestniczek.
      Krótko mówiąc, kryzys został zażegnany. W końcu mogliśmy wziąć głęboki wdech, a później spokojnie ruszyć do dokumentowania brakujących punktów. Zajęliśmy się punktem kontrolnym numer 4 (globus), natomiast po dokładniejszym zapoznaniu się z sytuacją, postanowiliśmy odłożyć 1 (tron), 5 (choinka) i 6 (sześcian) na „po grze” – nadal było zbyt widno i iluminacja wciąż jeszcze nie została włączona, a zależało mi na uchwyceniu światełek, były one w końcu integralną częścią tej gry.
      Pochodziliśmy trochę po planszy w poszukiwaniu graczy, jednak niezwykle trudno było na nich wpaść podczas tak kameralnej rozgrywki. Spokojnie udaliśmy się więc na miejsce startu. Znaleźliśmy się tam w czterdziestej piątej minucie rozgrywki, czyli aż na pół godziny przed jej zakończeniem. Po cichu liczyłem, że znajdą się osoby, które poradzą sobie z projektem znacznie przed czasem. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna – uczestnicy wykorzystali niemalże cały dostępny czas i zgodnie stwierdzili, że gra nie była łatwa. Kilkoro graczy wykruszyło się w trakcie rozgrywki, a spośród tych, którzy dotarli do końca, nikt nie odwiedził wszystkich punktów kontrolnych (zresztą spójrzcie w tabelę wyników, uczestnicy odnaleźli od jednej do pięciu naklejek).
      Warto wspomnieć, że tylko (a może aż?) jedna z naklejek została usunięta. Chodzi o tę z punktu kontrolnego numer 3 – ktoś odkleił zewnętrzną folię i po odsłonieniu lepkiej części taśmy dwustronnej, przyczepił do niej błyszczyk. Czy był to któryś z graczy? A może to ingerencja osoby postronnej? Tak czy owak, pozostawienie błyszczyka to niewątpliwie bardziej oryginalny akt wandalizmu niż zwykłe zerwanie naklejki.
      Stojąc pod Rotundą i czekając na graczy znowu oddaliśmy się rozmowom na przeróżne tematy. Na poprzednich grach zdarzały się luźniejsze momenty, w trakcie których można było spokojnie porozmawiać, ale jeszcze nigdy nie było ich aż tak wiele i nie trwały tak długo. Spokojnie poczekaliśmy na pierwszych graczy, którzy pojawili się dopiero pół godziny później, czyli wraz z zakończeniem rozgrywki.
      Zaczęliśmy zbierać kolejne karty gry i rozmawiać z uczestnikami, tłumacząc lokalizacje poszczególnych punktów i wymieniając się anegdotami.
      – Dziękuję wszystkim za przybycie na grę! – powiedziałem w pewnym momencie. – Fajnie, że wpadliście, no, w takim nietypowym terminie tuż przed Świętami. Udało się tę grę jeszcze w 2014 roku rzutem na taśmę zrobić. Ja teraz biegnę już stąd, no i mam nadzieję, że w przyszłym roku widzimy się na jakiejś następnej grze. A wyniki oczywiście niebawem w sieci, dzięki!
      Po zebraniu karty gry i podziękowaniu wszystkim za uczestnictwo, ponownie ruszyłem z Radkiem i Maćkiem na planszę, żeby sfotografować i sfilmować brakujące punkty.
      Podsumowując, pomimo drobnych „fakapów” i stresów związanych z ich konsekwencjami, „Tak być nie może! ” było jedną z najprzyjemniejszych i najmniej stresujących gier pod względem organizacyjnym. Z pewnością warto jeszcze kiedyś wrócić do modelu naklejkowego – gracze wciąż mają zapewnioną świetną rozrywkę, natomiast za kulisami jest nieporównywalnie mniej roboty. Cieszę się, że zdecydowałem się zorganizować ten projekt! Dziękuję Maćkowi i Radkowi za pomoc w organizacji!